O ważnej sztuce pisania listów
Kto dzisiaj jeszcze pisze listy… Epistolografia została wyparta przez wymianę maili lub – co gorsze – krótkich i szybkich wiadomości, w których wyrazy zastępowane są skrótami bądź symbolami. Nasza kultura oparta na słowie przegrywa z kulturą obrazkową.
Jako młody chłopak pisałem odręczne listy i z tamtych lat zostało mi szczere przywiązanie do tej formy wymiany myśli i wrażeń. Lubiłem je pisać i lubiłem otrzymywać. Teraz piszę mniej, ale staram się sięgać po listy ważnych dla mnie postaci: muzyków, pisarzy, artystów. To pod wieloma względami wspaniała rzecz.
Są jednocześnie świadectwem czasów, wspomnieniem miejsc, wydarzeń i ludzi, a także najwyższej próby literaturą! Ta korespondencja jest dowodem, że nie tylko to, co przeznaczone do publikacji, ale również materiały osobiste komponowane były z wielką dbałością i elegancją. Mają rangę dzieł sztuki.
Naprawdę warto dodawać naszej codzienności i zwyczajności choćby szczyptę wyrafinowania. Dbać, by najdrobniejszy nawet szczegół był dopracowany i cenny.
Myślę, że sztuka pisania listów wróci do naszego życia i odzyska należną jej rangę.
Ostatnio usłyszałem, że do łask wracają magnetofony szpulowe. Wcześniej miał miejsce renesans płyt winylowych, które na dobre rozgościły się na muzycznym rynku i nic nie wskazuje, by miały stamtąd zniknąć. Jeszcze niedawno mówiło się, że książka drukowana przestanie istnieć, że przestaną wychodzić gazety, a ich miejsce zajmą produkty elektroniczne. Okazało się, że i to, i to ma swój udział w naszym życiu. Widać, że ludzie coraz chętniej sięgają do dawnych form słuchania muzyki, czytania, tradycyjnego obcowania ze sztuką.
Podobnie będzie z listami – ludzie wrócą do nich, bo jest to forma bardzo intymna, a tego coraz bardziej potrzebujemy i coraz intensywniej poszukujemy.
Listy pisane na czerpanym papierze, wyszukanym atramentem – wszystko to świadczyło o szacunku do odbiorcy i ważności pisanych słów.
Poznałem kiedyś pewnego zagranicznego developera, z którym planowaliśmy wspólne interesy. Kiedy znajomość wyszła poza fazę grzecznościową i po wielu rozmowach otwarliśmy się na siebie, okazało się, że ów miły dżentelmen przed laty był menedżerem Queenu. Dostałem od niego w prezencie płytę: eleganckie, limitowane wydawnictwo. Podarunek sprawił mi wielką radość, bo uważam, że do dziś nie ma w świecie tzw. muzyki rozrywkowej głosu i osobowości mogących dorównać Freddiemu Mercury’emu.
Jednak najbardziej istotny dla mnie był dołączony do płyty list na czerpanym papierze, odręcznie napisany pięknym charakterem pisma.
Ten znajomy mógł dać mi płytę, co już byłoby niezwykle miłym i ważnym dla mnie gestem. A jednak postanowił dodać do niej coś bardzo osobistego – coś, co określało nasze relacje. Ten dodatek sprawił, że prezent stał się kompletny i niepowtarzalny.
Forma listu zacznie więc wracać. Zapewne nie jako zjawisko masowe, ale jako coś wytwornego, bardziej wartościowego od rzeczy powielanych w tysiącach egzemplarzy.
Od pewnego czasu wyraźnie daje się zauważyć powrót sztuki kaligrafii. Rodzice chcą, by dzieci od najmłodszych lat uczyły się ładnego pisma, które będzie ich wizytówką.
Wszyscy dostrzegamy, że przykucie do klawiatury, ekranu komputera czy telefonu staje się chorobą, która postępuje bardzo szybko i zatacza w społeczeństwie coraz szersze kręgi. Wystarczy spojrzeć na ludzi siedzących w poczekalniach: pochyleni nad telefonem, przesuwający palcem kolejne zbędne informacje.
Pisanie listów narzuca nam pewną dyscyplinę: intelektualną i emocjonalną.
Korespondując w tradycyjnej formie, dostajemy czas do namysłu: zanim napiszemy i wyślemy list, możemy rozważyć swoje stanowisko, wytłumić szalejące emocje, spojrzeć na problem z różnych stron. Świat internetu nie pozwala na namysł – jest szybki, wymaga szybkiej reakcji, często nieprzemyślanej. Łatwo kliknąć przycisk „wyślij”, nie wymaga to żadnego trudu.
Jak wygląda ta szybka korespondencja, możemy przekonać się, czytając komentarze pod pierwszym z brzegu artykułem czy postem na Facebooku. Mało kto dba już o język, o formę wpisu, duża część wyrzuca z siebie po prostu emocje. Klarowność wywodu, jasność myśli przestały być priorytetem.
Jest jednak światełko w tym mrocznym tunelu – to zwrot w kierunku smakowania życia i spowolnienia tempa wydarzeń. Czas staje się dobrem pożądanym, równie, a może bardziej cennym niż dobra materialne.
Powrót do pisania listów jest jedną z odsłon procesu przemiany świadomości współczesnego człowieka.
W liście pisanym odręcznie każdy element odgrywa rolę, za kreślonymi literami kryje się nie tylko treść, ale charakter nadawcy, jego uczucia i spojrzenie na świat.
Za czcionką komputerową schowany jest zimny świat technologii, nawet jeśli podpiszemy maila imieniem i nazwiskiem.
Listy to pamiątka, która zostaje. Przechowujemy je w szufladach, sięgając w chwilach refleksji albo smutku. Mają swój zapach, cząstkę czyjegoś życia.
Wracam chętnie do listów swojego ojca, przeglądam zapiski dziadka. Kształty liter, dbałość o formę pisanego słowa za każdym razem wywierają na mnie kolosalne wrażenie i budzą uczucie dobrej zazdrości. Dobrej, bo motywuje mnie do tego, by starać się im dorównać. Dlatego postanowiłem, że planowaną kronikę dworu w Bilczycach będę pisał odręcznie. Ta forma wydaje mi się jedyną odpowiednią dla tego miejsca. I również jedyną odpowiednią dla mnie – w tym miejscu życia, w którym się znajduję, w tym miejscu świata, które pokochałem.