O trampolinach oraz dobrym lub złym bagażu przeszłości
W miarę upływu czasu i przyrostu doświadczeń coraz częściej i chętniej wracam myślami do dawnych lat. To z jednej strony potrzeba ożywiania wspomnień, ale też powiedzenie „sprawdzam”.
Często używa się utartego zwrotu: kariera od pucybuta do milionera.
Ci, którym taki układ zdarzeń wydaje się nieprawdopodobny, zbywają podobne historie śmiechem i powiadają, że nie jest im znany żaden autentyczny przypadek takiej kariery.
Pozwolę sobie zatem przedstawić swoją drogę. W życiu przyszło mi wykonywać wiele profesji i parać się różnymi zajęciami. Sam byłem przez jakiś czas szewcem i cholewkarzem, zatem w moim przypadku powiedzenie o pucybucie wcale nie jest tak bardzo pozbawione sensu.
Wykonując najprzeróżniejsze zajęcia, nawiązujemy kontakty, poznajemy ludzi i życie. Często okazuje się, że przyswojenie pozornie nieprzydatnych umiejętności będzie procentować, życie bowiem lubi zaskakiwać i płatać mniej lub bardziej śmieszne figle.
Pracowałem od najmłodszych lat. Taką postawę wyniosłem z domu: nauczono mnie nie tylko potrzeby pracy, ale także szacunku do niej. Ten sposób pojmowania rzeczywistości towarzyszy mi do dzisiaj, więcej: wszedł w skład fundamentalnych zasad, którymi się kieruję.
Nie bałem się pracy. To też bardzo ważne. Nie można wmawiać sobie: na to jestem za słaby, temu nie podołam. Sianokosy, zbieranie winogron, układanie desek. Że niby dłonie miastowego chłopaka, na dodatek ucznia szkoły muzycznej, miałyby być zbyt delikatne? Nic z tych rzeczy. Im twardsze ręce, tym szlachetniejszy umysł, bo nasycony prawdziwym życiem.
Przypuszczam, że bez tych doświadczeń nie miałbym na tyle siły i hartu, żeby przejść przez wszystkie burze i unieść niepowodzenia, które mnie spotykały.
Trudne czasy kształtują silnych ludzi. Pokolenia, które doświadczyły siermiężności PRL-u, potrafią sobie poradzić w każdej sytuacji, bo tego nauczyła ich tamta rzeczywistość. Ich dzieciństwo przebiegało na podwórkach, które rządziły się swoim niepisanym kodeksem, ich młodość pozbawiona była wygód, ale nacechowana szczerością i marzeniami.
Wychowanie na podwórku było wartościowe. Różne były to kontakty, ale zawsze z każdej sytuacji można wyciągnąć odpowiednie wnioski. Dzielnica, w której się wychowałem, nie należała do najbezpieczniejszych. Wielu towarzyszy moich dziecięcych zabaw zeszło na złą drogę i już z niej nie powróciło. To także było nauką i wskazówką, jak kierować swoim losem.
Wykute w tym czasie wartości poszły ze mną w dorosłość.
XX-wieczne generacje szybciej znajdują rozwiązanie nawarstwionych problemów, bo do nich przywykły, szybciej podnoszą się z upadku, bo częściej go doświadczały.
Dziś młodzi ludzie często wpadają w matnię postępu i technologii, które z jednej strony ułatwiły życie, ale jednocześnie oduczyły wielu umiejętności. Trzeba jednak powiedzieć, że szukają rozwiązań, zgodnie ze swoim pojmowaniem świata i pokoleniowym charakterem.
Spotykam się z poglądem, że bieda jest trampoliną do sukcesu. Pragnienie odmiany losu, wydobycia się z kiepskich warunków mają wytworzyć ten szczególny rodzaj energii, który pozwoli nam unieść się ponad przeciętność i zrealizować marzenia.
Nie zawsze tak jest. Byłoby to zbyt łatwe i zbyt proste. Bieda czasami przytłoczy i nie pozwoli się podnieść. Każdy z nas jest inny, inaczej zareaguje. Dla jednych niedostatek będzie dopingujący, u innych spowoduje paraliż decyzji i działań. Bardzo istotny jest tu wpływ rodziny i jej wsparcie. Z domu rodzinnego wyniosłem nie tylko wspomnienie dobrej atmosfery wytworzonej przez kochających się ludzi, ale także sposób radzenia sobie z biedą i trudnościami.
Nie poddawaj się, walcz – to, co słyszałem w delikatnej formie w domu, brzmiało bardziej brutalnym echem na podwórku. Te dwa modele edukacji dopełniły się niemal idealnie.
Walczymy od urodzenia. Mamy zakodowany w psychice instynkt przetrwania, który wzmocniony zostaje później przez wiele innych czynników: ambicję, plany, chęć rozwoju. Często dostrzegam, że ludzie, których spotykam, zmagają się z różnymi traumami. Niektórzy nie podejmują walki albo tę walkę przegrywają niemal na starcie. Prawdziwie wzmocnieni wychodzą z tych sytuacji ci, którym udaje się zrzucić balast niepowodzeń, przepracować go. Ten sukces zawdzięczają odwadze i podjętym wysiłkom.
Taka walka może być i często jest trampoliną, być może najlepszą i najważniejszą ze wszystkich. Gwarantuje skok w stronę życia – naszego największego sukcesu.