Czy nabiał zbabiał? Pytanie o ostateczny krach systemu męskiej dominacji

„Pytanie to, w tytule / postawione tak śmiało, / choćby z największym bólem / rozwiązać by należało”. Pełna zgoda z mistrzem Ildefonsem. I co do konieczności, i co do bólu.
Tym razem cotygodniowy tekst będzie bowiem kijem włożonym w mrowisko – temat feminizacji mężczyzn i maskulinizacji kobiet rozpala do czerwoności nawet czarne mrówki.
Mam nadzieję, że w toku dyskusji wspólnie dojdziemy do jakichś wniosków, zachęcam zatem do żywiołowego komentowania, choć uczciwie od razu uprzedzam, że pewnie świata tym nie zmienimy. A przynajmniej nie od razu.

Problem wcale nie jest nowy, bo przecież piosenka wykonywana przez Danutę Rinn z tekstem Jana Pietrzaka pochodzi jeszcze z pierwszej połowy lat 70. XX stulecia. Wtedy już padło pytanie, które i dzisiaj nas nurtuje: „Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy, / orły, sokoły, herosy. / Gdzie ci mężczyźni na miarę czasów, / gdzie te chłopy?”.
A problem zamiast maleć, wciąż narasta!

Przenieśmy się na chwilę w czasy bardziej ekologiczne, kiedy to odziani w skóry mężczyźni uganiali się z maczugami za rączym jeleniem albo innym biegającym obiadem. Z naszego komiksowego nieco spojrzenia wynika oczywiste, ale kluczowe spostrzeżenie: kiedyś rola mężczyzny była prosta i bezdyskusyjna. Miał dostarczyć pożywienie, dać możliwość przetrwania i zapewnić bezpieczeństwo zgromadzonym wokół swojego ogniska. Koniec i kropka.
Warunki wymuszały i męstwo, i tężyznę fizyczną. Sytuacja doprowadziła także do wykształcenia się umiejętności radzenia sobie z przeciwnościami, co w męskim charakterze utrzymywało się przez wieki.

To, co dawniej warunkowało możliwość przeżycia, czyli sprawność i odpowiednie wykształcenie mięśni, obecnie przerodziło się w kult ciała i modę na chodzenie na siłownię lub ubóstwienie  długich wędrówek na orbitreku.
Dla jasności: wcale nie sprzeciwiam się idei ćwiczeń, wręcz przeciwnie: jestem ich gorącym zwolennikiem. Zauważam tylko, że z pewnej logicznej całości usunięty został istotny element: jednoczesne ćwiczenie charakteru, który potem u mężczyzn objawiał się męstwem, twardością postaw i odpowiedzialnością.

Mężczyznom został zabrany instynkt walki – kobiety wciąż go mają, bo musiały walczyć o swoje, musiały zdobywać i pokazywać, że mogą się realizować. Ale czy są do tego przygotowane? Czy są w stanie ten ciężar udźwignąć?

Niewiasty chcą rządzić, więc mężczyźni coraz częściej wycofują się na z góry wskazane im pozycje. Sami rezygnują ze swoich męskich cech. Ale każda skrajność powoduje problemy i o tym nigdy nie możemy zapominać. Mężczyźni na wielu polach ustąpili miejsca kobietom, choć najwłaściwszą sytuacją, w której powinni to robić, jest wspólna podróż autobusem, w czasie której mężczyzna bez gadania ma wstać, by kobieta mogła usiąść.

Zmiany, które dokonują się w świecie, wyniosły na powierzchnię swoich wzburzonych fal ideę równouprawnienia. Możemy na różne przetasowania wybrzydzać i nie do końca się z nimi zgadzać, ale skoro już tak się podziało i nie dało się pędu świata zatrzymać, próbujemy na swoją miarę żyć w nim normalnym życiem.

Praca domowa, którą wykonywały kobiety, przez wieki nie była doceniania i to spowodowało, że zrodziło się w nich słuszne poczucie rozgoryczenia i pragnienie buntu. Ma to, rzecz jasna, szerszy aspekt: każda praca, jeśli jest wykonywana dobrze i sumiennie, musi być należycie opłacona i doceniona. Przecież to proste i oczywiste.
Do naturalnego odruchu buntu doszedł jeszcze czynnik od zwykłych ludzi niezależny: wojny, które przetaczały się przez świat, zagarnęły ze sobą mężczyzn, zostawiając kobietom ich męskie obowiązki.

Jak to często w życiu bywa, rzeczywisty problem nie został rozwiązany, a emancypacja uległa  groteskowemu wykoślawieniu. Stąd już tylko krok do krzywego zwierciadła, w którym odbijało się dobrze znane hasło „Kobiety na traktory”.
Słuszne pragnienie samostanowienia w pewnym momencie zaczęło działać na niekorzyść samych zainteresowanych. No bo jakże to? Kiedyś mężczyźni nosili nam kwiaty, słali pod stopy dywany, a teraz same musimy pracować i na jedno, i na drugie. Kobiety, tracąc swoją uprzywilejowaną pozycję, zrównały się z mężczyznami, co zainicjowało proces zacierania pierwiastka kobiecości. A ponieważ natura nie znosi próżni, mężczyźni zaczęli z kolei niewieścieć.

Faceci wydelikatnieli. Nie idzie o to, że na drodze ewolucji wyzbyli się męskiej szorstkości, ale że zaczęli przejmować się rzeczami, które powinny być kwitowane machnięciem ręki. Skaleczenie w palec urosło do rozmiarów obcięcia ręki, a spóźnienie na autobus wymaga wizyty u psychoanalityka. Że przesadzam? Uwierzcie – bardzo bym chciał.
Rodzi to sytuacje doprawdy memiczne. Oto kobieta z gorączką sięgającą 39 stopni bez słowa skargi gotuje obiad, potem sprząta mieszkanie, a na koniec planuje jeszcze rozkład zajęć i skalę wydatków na następny tydzień. A oto mężczyzna: złożony niemocą, skrywa się za siedmioma pierzynami i siedmioma poduchami, ponieważ termometr pokazał mu zabójczą temperaturę 37,2. Czyli, jak to się mówi, właściwie już po chłopie.

Co ma zrobić facet, by ocalić resztki męskiej godności?

Od czasu do czasu wybucha rozpaczliwa rewolucja mężczyzn, przy czym jej postulaty realizowane są najczęściej na fotelu fryzjerskim. Rewolucja barberów nie trwa jednak w nieskończoność, bo bazuje na tak niepewnym gruncie jak moda. Moda, jak wiadomo, jest zmienna i przemijalna, w związku z czym najtężsi bojownicy o przywrócenie facetom wyglądu drwali z Bieszczadów wcześniej czy później złożą swoje siekiery i poproszą o łagodne warunki rozejmu.
Od razu przyjmijmy rozróżnienie między mężczyzną zadbanym a mężczyzną wymuskanym, bo takie bez wątpienia istnieje. Widzicie Państwo tę różnicę? Ano właśnie.

I na koniec najważniejsze: jak w tłumie odnaleźć prawdziwego mężczyznę? Po czym macie go, drogie panie, poznać? Pozwólcie, że podrzucę wam drobną wskazówkę. Prawdziwy mężczyzna zawsze więcej wydaje na kwiaty i prezenty dla damy swojego serca niż na kosmetyki dla upiększenia siebie i gadżety masujące jego męskie ego.
Przetestujcie. Warto i należy nadać temu testowi charakter długofalowy.