Kobiety – istoty pełne sprzeczności, ale zawsze fascynujące

Muzyka wśród swych wielu właściwości ma również jedną niezwykle istotną: jest rodzaju żeńskiego. Już to, według mnie, wyjaśnia, z jakiego powodu roztacza wokół siebie czar i piękno.

Muzyka ma więc w sobie coś kobiecego. Słyszę ten pierwiastek zarówno wtedy, gdy utwór rozwija się w powolnym adagio, jak i wówczas, gdy tempo nasila się i porywa odbiorcę.

W muzyce jest zarówno delikatność wiosennego deszczu, jak i cała potęga letniej burzy.
Czy i w tym nie przypomina kobiety?

Z pewnością znajdzie się ktoś, kto przywoła teraz mocne argumenty, zaświadczając, że kobiety nie raz i nie dwa były przyczyną zwad i konfliktów. Pojedynki o wybrankę serca, postępki mniej lub bardziej szalone, ale zawsze mające udokumentować siłę  męskiego uczucia… Kto lubi przykłady większego kalibru, dorzuci trwającą dziesięć lat wojnę  trojańską o Helenę.
W porządku. Nie będę się sprzeczał. Różnie bywało. Świat nie jest idealny, podobnie jak żyjący na nim ludzie.
Nie ma idealnych kobiet, tak jak nie ma idealnych mężczyzn.
Kobiety czarują swoim pięknem, a my różnie ten czar usiłujemy zagospodarować. Jedni wybiorą mandolinę i balkon, inni szpadę.

Mężczyźni rządzą światem, a mężczyznami rządzą kobiety. Jeśli mężczyzna jest głową, to kobieta stanowi szyję, która tą głową kręci. Rzecz w tym, żeby kierunek skrętów był dobry, a z tym bywa czasami różnie.

Leonard Cohen pisał o nieustannej wojnie między mężczyzną a kobietą i pewnie coś jest na rzeczy. Irytujemy siebie nawzajem, godzinami oskarżamy o niezrozumienie. Lecz mimo to przyciągamy się – w zachwycie i ekscytacji.

Ekscytacja związana jest w jakiejś mierze z różnicą wewnętrznej struktury mężczyzny i kobiety. Mężczyzna jest mechanizmem prostym i raczej jednowymiarowym. Jeśli dostaje polecenie, by umyć kafelki, nie przyjdzie mu do głowy, że mógłby także zahaczyć o wannę. Jego system reaguje na komendy proste i jednoznaczne.

Patrzymy zatem na istoty bardziej skomplikowane – chciałoby się powiedzieć: jak wół na malowane wrota. I próbujemy coś z tego kobiecego świata zrozumieć, choć dobrze wiemy, że jest to możliwe w tym samym stopniu, co główna wygrana w lotto.

Jest jak jest. Z pewnymi rzeczami trzeba się po prostu pogodzić.

W moich firmach mniej więcej 3/4 pracowników stanowią kobiety. Dużo? Mało? Nie wiem. Istotne jest to, że znakomicie wykonują powierzone im obowiązki.
Spotykałem się z głosami w rodzaju: dlaczego zatrudniasz młode dziewczyny? Przecież jest duże prawdopodobieństwo, że będą chciały założyć rodzinę, urodzić dzieci. Dla pracodawcy to tylko problemy…
Doprawdy?
Bo według mnie ciąża i macierzyństwo nie jest przeszkodą w karierze zawodowej. Więcej: kobiety, które zostały matkami, są znakomicie zorganizowane i świetnie przygotowane na natłok obowiązków. Zrozumie to ten, kto widział matkę z dzieckiem w wózku robiącą zakupy i jednocześnie umawiającą przez telefon wizytę u lekarza.
To, co u nas, mężczyzn, niechybnie spowodowałoby załamanie nerwowe, dla kobiety jest kolejnym wyzwaniem, które należy pokonać i biec dalej. Bez uskarżania się, a także bez hymnów pochwalnych na swoją cześć.

To kolejna zagadka: jak kobiety mogą być jednocześnie tak twarde i tak naturalnie łagodne? Cóż, niech pozostanie to tajemnicą…

Kobiety zatrudnione w moich firmach urodziły ponad 100 dzieci. Do dziś pamiętam imiona pierwszych kilkudziesięciu.
Czy w związku z macierzyństwem pracownika następowała w przedsiębiorstwie jakaś zapaść? Coś nagle przestawało funkcjonować? Nic takiego się nie zdarzyło. Wszystko jest kwestią podejścia i dobrej organizacji.

Dzisiejszy felieton jest znakomitą okazją, by podziękować wszystkim kobietom i głęboko się im pokłonić. Za piękno i tajemniczość, inspiracje i sens nadawany życiu. Za to, że bez nich świat nie tyle byłby gorszy, co po prostu by nie istniał.
Najlepsze zatem dla Was, drogie panie, życzenia – ze szczerego męskiego serca.