Nasze wielkie majowe świętowanie
Przez pierwsze trzy dni maja nad dużą częścią Polski unosi się smakowity zapach grillowanych kiełbas i wyleżakowanych w marynacie mięs. Na te kilka dni zmieniamy się nie tylko w smakoszy, ale przede wszystkim w kucharzy. Nasza kulinarna pasja wymaga cierpliwości, bo skala zjawiska znacząco wydłuża kolejki w sklepach.
Wydłużone weekendowanie to stosunkowo młoda tradycja, ale zdążyła już na dobre usadowić się w naszych przyzwyczajeniach. Dziś już nie wyobrażamy sobie maja bez długiego weekendu, a media prześcigają się w wyliczeniach, ile dni urlopu i kiedy należy wziąć, by ze świątecznej okazji zrobiły się małe wakacje. Nic w tym złego. Kiedyś trzeba odpocząć, nabrać sił, by normalnie i produktywnie funkcjonować.
Inwestycja w wypoczynek nigdy nie jest chybiona. Procentuje każda dobrze spędzona godzina: z książką, muzyką, na spacerze, także przy biesiadowaniu wokół przysłowiowego grilla.
Ze zwyczaju grillowania próbuje się czasami zrobić jakieś prymitywne igrzyska, przedstawiając go jako spełnienie najprostszych marzeń o wyżerce i napitku. Tymczasem te ostatnie są tylko zewnętrzną formą zjawiska znacznie poważniejszego i bardzo pożądanego. Dzięki temu spotykamy się: w rodzinach, kręgach przyjaciół i znajomych. Rozmawiamy ze sobą twarzą w twarz, bez elektronicznych pośredników. To bardzo cenne.
Zaczynamy się dostrzegać, czasami może i spierać, ale inicjowany jest ten międzyludzki kontakt, bez którego nie sposób wyobrazić sobie normalnego życia.
Między jednym a drugim kęsem karkówki, między jednym a drugim łykiem piwa pojawiają się słowa!
W centrum weekendowych spotkań zawsze jest dialog. Paleta tematów nie jest niczym ograniczana i to jest kolejna zaleta.
Istotne jest również to, że okoliczności wymuszają na nas odrzucenie monologu. Trudno wyobrazić sobie jednostronną przemowę kogoś, kto akurat zajęty jest smakowaniem pieczonej kiełbasy. Wspólne jedzenie łączy, a łączność ta to nic innego, jak umiejętność wsłuchiwania się w to, co ktoś ma do powiedzenia.
Niegdyś najpopularniejszą formą aktywności w pierwszy dzień maja było uczestnictwo w pochodach, choć spontaniczność decyzji uczestników była co najmniej dyskusyjna. Kronika filmowa uwieczniała to, co miała uwiecznić: tłum ludzi z biało-czerwonymi flagami mijający trybunę honorową, z której gestem godnym Cezara pozdrawiał maszerujących partyjny sekretarz. Ranga pozdrawiającego uzależniona była od miejsca przemarszu – im głębiej wchodziło się w prowincję, tym gest wykonywany był przez mniej znaczącego oficjela.
Władze stawały na głowie, żeby flagi wywieszane z okazji Święta Pracy zniknęły z placów i budynków przed 3 maja. Drugie majowe święto nie istniało w oficjalnym kalendarzu.
Dziś, po latach, flagi spokojnie mogą powiewać przez cały długi weekend.
Ale czy z tej możliwości korzystamy? Czy chętnie wywieszamy flagi na naszych domach albo balkonach mieszkań? A może jest tak, że tej symboliki zwyczajnie się wstydzimy…
Bo co będzie, jeśli ktoś nas wyśmieje? Jeśli ktoś uzna indywidualne wywieszanie flagi za jakąś zaściankowość? Powiedzą: patriotyzm – przecież to takie zacofane i niemodne.
Zjawisko, nazywane czasem pedagogiką wstydu, poczyniło w naszych głowach niemałe spustoszenie. Z jakiegoś powodu mamy czuć się gorsi, winni.
Amerykanie, gdyby usłyszeli o naszych rozterkach, pewnie nie byliby w stanie ich zrozumieć. Ameryka podnosi swoją flagę na maszt dumnie i ochoczo. Tamtejsi piosenkarze powiewają gwiaździstym sztandarem ze sceny i nikomu nie przychodzi do głowy, by czynić im z tego powodu jakiś zarzut albo dowcipkować.
Naprawdę nie mamy powodu do wstydu. Najwyższa pora, by powiedzieć: jesteśmy z siebie dumni! Dumni ze swojej historii, dumni z tradycji, dumni z ojczyzny. Flaga jest biało-czerwonym znakiem tej dumy. Jej wywieszanie jest uczestnictwem we wspólnocie, akcentowaniem chęci tworzenia wspólnotowych więzi.
Równie ważne, choć na innym poziomie, są nasze polskie grille, skupiające wokół siebie ludzi różnych pokoleń, o różnych poglądach. Jak widać nawet zwyczajny przedmiot może stać się ważnym symbolem.
Wszystko, co dobre, szybko się kończy. Również długie weekendy, podczas których czas biegnie znacznie szybciej niż w powszednie dni. Grille znikną w garażach, komórkach, bagażnikach aut. Mam jednak nadzieję, że pozostanie w nas to szczególne uczucie sytości – nie fizycznej, ale duchowej. Wspomnienie dobrych rozmów, miłych chwil z bliskimi, małych radości i całkiem dużego szczęścia.