Zobacz na Spotify Zobacz na Youtube

Świat czterech łap

Kiedy w dzieciństwie ugryzł mnie pewien złośliwy pekińczyk, myślałem, że nic już nie przekona mnie do męsko-psiej przyjaźni. Życie miało pokazać, jak bardzo się myliłem, ale wtedy dawałem sobie jeszcze radę bez czworonożnego towarzystwa, a i same czworonogi zdawały się zupełnie za mną nie tęsknić.

Co ciekawe, ta dawna rezerwa wobec psów nie popchnęła mnie w stronę kotów. Jak wiadomo, ludzkość z grubsza dzieli się na psiarzy i kotolubnych; ja, jak to ja, byłem planetą nieco osobną, bardzo ceniącą indywidualizm, choć wtedy nie nadawałem temu nazwy ani, prawdę mówiąc, większego znaczenia. W każdym razie nie zamierzałem wpisywać się w ustalone od lat podziały.

Kiedy już przekonałem się do psów, zauważyłem, że lepiej dogaduję się z dużymi czworonogami. Duże psy mają wszystkie cechy, które mi odpowiadają. Przede wszystkim dają się lepiej ułożyć, choć bez wątpienia wykazują się mocnym charakterem. Nie są w większości przypadków agresywne, ale dysponują ogromną siłą i kiedy dochodzi do niebezpiecznych zdarzeń, są w stanie obronić właściciela. Ich uśpiona waleczność daje mi poczucie spokoju i bezpieczeństwa.

Na pekińczykach postawiłem krzyżyk, małe ratlerki zawsze miały do mnie jakieś nieuzasadnione pretensje. Mój wybór był więc oczywisty.

Najważniejsze u zwierząt jest to, czego nie widać na pierwszy rzut oka, czyli psychika. Wiele zdradzi nam samo spojrzenie. Wypracować można wiele, ale nie zapanujemy nad tym, co dzieje się w głowie.

W miejskim mieszkaniu z oczywistych przyczyn nie mogłem mieć psiego towarzysza. Uważam, choć pewnie wiele osób się ze mną nie zgodzi, że w bloku nie można trzymać dużego zwierzęcia. To wbrew jego naturze i potrzebom.
Każdy jednak dom powinien mieć swojego psa, który będzie jego stróżem. Dla mnie dom i pies to nieodłączna para.

Miałem psy, które pojawiły się u mnie nie z wyboru, ale zupełnie przypadkowo. Tak trafił do mnie pewien chow-chow. Przywieziony z Holandii dla znajomych, nie odnalazł się w domu nowych właścicieli. Rodzina nie radziła sobie z psiakiem, więc nie pozostawało mi nic innego, tylko  przygarnąć niesfornego szczeniaka, i tak chow-chow trafił do mojego stada. Stada, bo miałem wtedy dwa wilczury, którymi twardą łapą zarządzała trzecia suczka znaleziona na  budowie mojego domu. Była mieszańcem o wyraźnie wilczych właściwościach, cechowała ją przy tym niesamowita wierność i opiekuńczość.
Adoptowane zwierzęta mają potężny walor: odwzajemniają ludzkie uczucia. Są to najbardziej oddane, najwierniejsze psy.
Mój wychowywany z wilczurami chow-chow nabrał od nich pewnych cech – zaczął szczekać i stał się bardziej bojowy, ujawniając swój silny charakter.

Jednak moją największą fascynacją stały się duże psy pasterskie – przy tej rasie już chyba zostanę. Dziś mam przy sobie kolejne wychowywane przeze mnie pokolenie.
Zawsze stawiałem na pasterski duet. Innym psom czasami bardzo trudno ułożyć sobie życie, gdy obok znajduje się konkurencja. Z berneńczykami i szwacjarami jest inaczej. Potrafią się zgodzić i wspólnie wieść swój psi żywot.

Psy są bardziej lojalne niż koty. Dla właściciela są niesamowitą odskocznią od codziennego zabiegania i myślenia o pracy, obowiązkach, zmartwieniach. Kiedy jestem bardzo zmęczony, idę z psami na spacer – one się cieszą, a ja odpoczywam. Cieszy mnie ich wielka, niekłamana bezinteresowność. Chcą tylko czułości i obecności. Ich towarzystwo zapewnia mi odizolowanie się od świata zewnętrznego.
Porównuję tę moją psią odskocznię do magicznego działania fortepianu – przenoszę się wtedy do innego wymiaru. Posiadanie psów jest formą terapii.

Wrażliwość zwierząt pozwala na prowadzenie rozmowy. One reagują na słowa.
Podobnie jest z koniem. Ostatnio trenerka mojej Mirage powiedziała mi:
– Mów do niej, ona słucha. Po prostu mów. A najlepiej zaśpiewaj.

Niektórzy twierdzą, że właściciel upodabnia się do podopiecznego. I chyba tak rzeczywiście jest. Wielokrotnie obserwowałem właścicieli i ich psy. Zjawisko upodobnienia zachodziło w jedną i w drugą stronę. Ten zadziwiający przepływ cech dotyczył zarówno fizyczności, jak i charakteru.

Nie potrafiłbym wskazać swojego najulubieńszego psa.
Kiedyś moje dzieci zadały mi pytanie: które z nas najbardziej kochasz? Powiedziałem prawdę: różnica polega tylko na tym, że jedne z was kocham dłużej, a drugie krócej.
Którego psa wziąłbym ze sobą na bezludną wyspę? Pierwszego, którego miałem, a potem wracałbym po następne, aż wszystkie w końcu byłyby ze mną.

Psy reagują na muzykę. Uważnie słuchają, to dla nich coś nowego, ciekawego, inny świat. Moje psy lubią słuchać muzyki podczas spacerów, kiedy puszczam ją z telefonu. Wtedy ta wędrówka staje się jeszcze bardziej wspólna, niemal intymna. Otacza nas przyroda, przy mojej nodze idą zwierzęta, do tego dochodzi muzyka – zmęczenie odpływa gdzieś daleko poza mnie.
Słyszę miękki trucht łap i oddech moich psów. Zapadł już zmierzch, ale nie odczuwam niepokoju. Przy nich jestem bezpieczny.