Zobacz na Spotify Zobacz na Youtube

Wspomnienia harcerskiego mundurka

W harcerskim mundurku było mi do twarzy. Zresztą dotyczyło to nie tylko mnie, ale i reszty moich koleżanek i kolegów, którzy postanowili wstąpić w umundurowane szeregi. Ten strój miał w sobie po prostu coś pociągającego i urzekającego.
Nikt z nas pewnie nie powtarzał w tym wieku powiedzenia „za mundurem panny sznurem”, ale całkiem możliwe, że podświadomie wyczuwaliśmy jego prawdziwość.

Harcerstwo było nie tylko sposobem spędzenia wolnego czasu, ale i receptą na zabicie nudy. Owszem, zapewniało wiele wymiernych korzyści: wyjazdy, obozy, przygoda. Wszystko to było bardzo pociągające. Z pewnością nie doświadczyłbym tego, wystając godzinami przy trzepaku lub włócząc się między blokami. Nie to, żebym miał coś przeciwko trzepakowym spotkaniom i włóczęgom, ale harcerska przygoda była czymś z wyższej półki, zapewniała bowiem formowanie charakteru i wpajanie zasad.

Uważam, że to, kim stajemy się w dorosłym życiu, ma swoje korzenie w dzieciństwie. Dlatego tak ważne jest ukierunkowanie młodego człowieka – przez dom, szkołę czy choćby takie organizacje jak harcerstwo.
Zaszczepiono we mnie potrzebę dyscypliny i hart ducha. Silnie odcisnęły się autorytety tamtych lat. Te formacyjne doświadczenia procentować miały w przyszłości.

Byłem jedynakiem i zapewne także z tego powodu ciągnęło mnie do grupy rówieśników, z którymi mógłbym dzielić się sekretami, opowieściami z wakacji, plotkami ze szkolnego podwórka. Krótko mówiąc, szukałem braci i sióstr i w wielu przypadkach takie relacje udawało się uzyskać.

Uczestnictwo w harcerstwie nauczyło mnie odwagi i rycerskości. To ostatnie pojęcie stało się dzisiaj niepopularne i nie wiedzieć czemu wyśmiewane, a przecież jest kluczem do właściwego wychowania chłopaka.

Pierwszą lekcję bycia dżentelmenem odebrałem właśnie w harcerstwie. Dziś może wydawać się zabawna, ale jeśli uważnie się jej przyjrzeć, zawiera najpotrzebniejsze elementy męskiej edukacji.
Siedzieliśmy na ławkach z okorowanych bali ustawionych wokół ogniska. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że dla jednej koleżanki zabrakło miejsca. Najprostszym wyjściem byłoby, oczywiście, ustąpienie jej swojej części ławki, ale ponieważ przy ognisku nikt nie powinien stać, usadowiona została na moich kolanach – bez żadnych niewłaściwych podtekstów. Owszem, czułem się wyróżniony. Mijały minuty, a ja, pozbawiony możliwości ruchu, czułem, że moje kończyny  drętwieją. Ale nie mogłem przecież powiedzieć: – Przepraszam, muszę rozprostować nogi, bo za chwilę zemdleję.
Równie dobrze mógłbym przyznać się, że jestem słabeuszem i nadaję się jedynie do przynoszenia chrustu.
Zacisnąłem więc zęby, luzując zacisk jedynie wtedy, gdy śpiewaliśmy kolejne zwrotki o ognisku, które płonie w lesie.
Harcerska biesiada przy ogniu dobiegła końca i koleżanka wstała, dziękując mi. Wstałem również i ja, ale nie zdążyłem odpowiedzieć na podziękowanie, bo zdrętwiałe nogi odmówiły mi posłuszeństwa i po pierwszym postawionym kroku rąbnąłem jak długi na ziemię. Wychodzi na to, że rycerska zbroja była za duża na młodego harcerza. Ale to tylko powierzchowny wniosek. Gruchnęła salwa śmiechu i kiedy już doprowadzono mnie do pionu, musiałem zmierzyć się z rozbawionymi spojrzeniami. I tutaj dopiero pora na właściwą refleksję: wytrzymałem utkwiony we mnie wzrok i mężnie poniosłem na barkach swoją śmieszność. To była świetna szkoła życia. Bo w życiu będziesz się nieraz potykał i nieraz twojemu upadkowi towarzyszyć będą śmiech albo nawet szyderstwa. I jeśli jesteś mężczyzną, wytrzymasz to. Więcej – z każdej takiej sytuacji wyjdziesz silniejszy i gotowy na jeszcze bardziej dotkliwe upadki.

Nie przegrywasz wtedy, gdy się z ciebie śmieją, ale wówczas, gdy kulisz się pod gradem ironicznych uwag, rozbawionych spojrzeń, kąśliwych komentarzy. Gdy nie masz siły się podnieść.
Zrobiłeś, co do ciebie należało, być może nie wszystko poszło zgodnie z twoim planem, ale nie zatrzymujesz się, tylko idziesz dalej. Bo wiele jeszcze przed tobą.
Tego między innymi nauczyło mnie harcerstwo.

Ta służba była także dobrym sprawdzianem odwagi. Nocne warty, czuwania, podchody w lesie… To tam nauczyłem się lubić ciszę, rozróżniać jej rodzaje, natężenia… Ćwiczyłem słuch, przekonując się, że to, co wielu ludzi bierze za ciszę, w rzeczywistości jest tylko wyciszeniem hałaśliwych brzmień. Dziś ze zdumieniem odkrywam, że niektóre dźwięki mojej muzyki zapadły we mnie i zostały zapamiętane już dawno temu. Może właśnie w jedną z tych nocy, gdy pełniłem samotną harcerską wartę.